Wyobraźmy sobie, że jest już popołudnie. Dzień był co prawda zajęty, ale dzieci wyglądają na nie dość jeszcze „wybiegane”, więc ubieramy się i idziemy na spacerek.
Ponieważ właśnie nadszedł ten czas kiedy naszym brzdącom zależy na elegancji, wybieramy pieczołowicie koszulki (z koparką koniecznie) i spodenki (ale te zielone to nie), białe rajstopki i ulubioną sukienkę.
Przychodzimy na plac zabaw. A tu niespodzianka. Na rozległym placu odbywały się tego dnia zawody w jeździe na rowerach górskich i została po nich, na samym środku placu, wysoka na prawie trzy metry gliniasta górka. Już po chwili okazuje się, że żadne drabinki, mostki, huśtawki ani zjeżdżalnie nie mogą być dla niej konkurencją. Dzieci, ślizgając się, pomagając sobie rączkami wdrapują się na nią, żeby po chwili z radosnym okrzykiem z niej zbiegać. Przy pierwszym dotknięciu gliny ręką i kolanem, mówią z lekkim obrzydzeniem, że brudne ale chęć wspięcia się jest silniejsza niż zamiłowanie czystości.
A my? Czyli rodzice owych zdobywców gliniastej górki? Co robimy? Zabieramy ich stamtąd czym prędzej, strofując, że fe, że nie wolno, że się pobrudzą. Próbujemy przekonać, że tam huśtawka, czyściutki piaseczek, ale napotykamy zdecydowany sprzeciw. Dziecko się wyrywa, bo górka fantastyczna, a tu nie można i już humory są zepsute.
Może być jednak też tak: dajemy się ponieść entuzjazmowi i pomagamy dzieciom wspinać się po śliskiej powierzchni, a potem trzymając je za ręce zbiegamy razem. Przecież ubrania można uprać, a maluchy wykąpać. Taka górka jutro pewnie zniknie. Łatwo się domyśleć, że dzieci po pół godzinie takiej zabawy przypominają raczej uczestników Woodstock niż grzeczne, wracające z imienin u cioci istotki. Ale za to jakie mają szczęśliwe miny! Ile w nich radości i tryumfu! Na szaleństwo można sobie czasem pozwolić. Tym bardziej, że dzień się kończy, imieniny mamy za sobą a do domu niedaleko. My też na tym skorzystamy, bo po dwóch godzinach siedzenia za stołem przyda nam się z pewnością trochę ruchu.
A na przyszłość dobrze jest sobie założyć, że plac zabaw jest jak poligon – miejscem do ćwiczeń, turlania, biegania i wspinania na drzewa. I lepiej założyć dziecku takie ubranka, których nie będzie nam żal. I w tym miejscu nie ograniczać im inicjatywy, przypominając w kółko o zielonych od trawy spodniach, czy pobrudzonej ziemią sukience. Imieniny u cioci to co innego – tam przyda się elegancja i umiar. Ale na placu zabaw niech się brudzą.
Prawda to jest przecież nienowa, że lepiej mieć dzieci brudne i szczęśliwe niż czyste i smutne.
Katarzyna Przyborska