Maluchy potrzebują zabawy a rodzic ma plan, żeby zrobić zakupy, albo dojść do zaprzyjaźnionej piaskownicy i z właścicielem tej piaskownicy wypić herbatkę. Co więcej, rodzic ma diabelski plan, żeby nie brać ze sobą wózka tylko nauczyć dziecko chodzić po chodniku!
Ruszamy! Dziecko (dwulatek załóżmy) zachwycone przez pierwszych dwadzieścia kroków, przy dwudziestym pierwszym zawraca i idzie w drugą stronę. Albo siada gdzie bądź. Albo zaczyna zabawę w podnoszenie z chodnika patyczków, papierków i cel wyprawy zaczyna się niepokojąco oddalać. Informacja, że Antoś czeka w piaskownicy i ma tam mnóstwo zabawek daje jeszcze pięć kroków. Znacie to z własnego doświadczenia? Co robić? Poirytowanie, złość, że z planu nici, łatwo mogą doprowadzić do tego, że skończymy ciągnąc drącego się i opierającego malucha za rękę, i tak się spóźnimy a co gorsza następnym razem weźmiemy wózek.
O to garść, sprawdzonych oczywiście, pomysłów.
- Warto się rozejrzeć i sprawdzić co może być dla dziecka interesujące w perspektywie następnych kilkunastu kroków i opowiadając o tym kontynuować wyprawę.
- Pochwalić, że tak ładnie idzie chodnikiem.
- Wyjaśnić różnicę między chodnikiem a ulicą, pokazując samochody i innych przechodniów.
Ale gadanina szybko nudzi i dziecko znowu zawraca albo staje.
- Czas na ćwiczenia: bierzemy dziecko za rękę i razem tupiemy :
Idą słonie łup- łup.
Tupią słonie tup – tup – tupiemy z całych sił.
A antylopy co się boją lwa
Biegną tak szybko jak się tylko da! – biegniemy
I znowu słonie idą łup – łup
I tupią słonie tup – tup.
Za to bociany – noga za nogą
Potrafią dotknąć kolana brodą. – dotykamy kolanem brody oczywiście
A czy ropuszka biega na paluszkach? – i znowu biegniemy.
Tempo zmienne ale kierunek właściwy – no i trochę ćwiczeń przy okazji.
- Potem zostają znaki drogowe, które przy okazji można pokazać i rozróżnić na podstawowe : można i nie można.
- Samochody zaparkowane przy krawężniku i ich kolory albo, dla zaawansowanych – marki.
Ważne, żeby się nie nudzić i żeby było wesoło. Żeby dziecko chciało iść, żeby zachęcać a nie zmuszać. No i oczywiście warto czasem przystanąć i pochylić się razem nad jakimś znaleziskiem młodego odkrywcy. Przy okazji trzeba pamiętać, że nie mieszkamy w Szwajcarii i na chodnikach możemy znaleźć różne rzeczy – nie wszystkie trzeba brać do rąk, a na wszelki wypadek mieć chusteczki nawilżane albo chociaż butelkę z wodą.
Na koniec nagroda, o której można przypominać podczas drogi. Jakieś drobne co nie co na przykład, którym będzie mógł nasz maluch poczęstować też kolegę z piaskownicy. Będzie się czuł wspaniale. A my odetchniemy szczęśliwi, że udało nam się upiec trzy pieczenie na jednym ogniu. Dotrzeć do celu, nie brać ze sobą zbędnęgo bagażu czyli wózka i co najważniejsze pokazać naszemu maluchowi troszkę świata!
Powodzenia!!!